Saturday, 18 February 2012

Styczeń, odjazdy, ucieczka przed zimą


Styczeń na Erasmusie miałem pracowity. Przez fakt, że byłem na święta w domu – musiałem odrobić zajęcia i spędzałem na wydziale w zasadzie całe dni – od rana do wieczora. Poza tym jeszcze uczyłem się do egzaminów, które miałem pod koniec stycznia. Nie było to jednak zbyt trudne, gdyż właściwie to było powtórzenie materiału – przez to, że musiałem się przygotowywać się zajęć regularnie – egzaminy nie poszły mi źle, choć spodziewałem się lepiej.

Styczeń to także czas wyjazdów innych Erasmusów z Ankary - praktycznie co tydzień w niedziele żegnaliśmy kogoś w naszym ulubionym pubie - "Backhouse". Odjężdżający dostawał zazwyczaj keka i laurkę:)
Ostatni raz w takim składzie, Backhouse
Przez to, że moja koordynatorka Erasmusa wyjeżdżała z Ankary do Brukseli i Włoch musiałem się sprężyć i zaliczyć egzaminy do końca stycznia, w ten sposób został mi wolny tydzień, który planowałem jechać na Cypr. Niesttety wyjazd nie wypalił, gdyż na Cyprze wtedy padało i nie było zbytniego sensu tam jechać. Mimo to, nie chciałem siedzieć w Ankarze i w końcu pojechałem z Jagodą na południe – byle dalej od zimy, musieliśmy wygrzać nasze niedogrzane kości.
Jagoda (jako przyszła dziennikarka) została zobligowana przeze mnie do pisania bloga, ale czy się doczekam – zobaczymy.
Edit: Jagoda napisała bloga: niedługo go opublikuje: http://ucieczkaprzedzima.blogspot.com/
chodzę po skałach na wybrzeżu Morza Śródziemnego
Napiszę jeszcze o mojej koordynatorce, gdyż to jest osoba, która niezmiernie mi pomogła w całym moi pobycie. Nazywa sie Begum Yurdakok i jest doktorantem na katedrze farmakologii i toksykologii. Zna kilka języków, była jedną z pierwszych studentek Erasmusa z Turcji, studiowała we Włoszech i w Szwecji. W lutym była w Brukseli na specjalnym spotkaniu z okazji rocznicy programu Erasmus – reprezentowała Turcję, mało tego została uhonorowana nagrodą za pracę na rzecz popularyzowania tego programu w Europie. Jestem jej niezmiernie wdzięczny, gdyż pomogła mi, kiedy miałem problem i musiałem skorzystać z służby zdrowia w Turcji.
Begum odbiera nagrodę od Pani komisarz Androulla Vassiliou, bravo!


Thursday, 5 January 2012

Sylwester i wielki powrót do Ankary


W grudniu oprócz wyprawy do Kapadocji w zasadzie nic się szczególnego nie działo. W Ankarze bywało po -15, więc jak paranoik powtarzałem wszystkim, że jestem zawiedziony i że to jest skandal, że taka zima akurat jest teraz jak ja jestem na Erasmusie – w odpowiedzi słyszałem, że dla nich to też duże zaskoczenie. Miasto do zimy przygotowane nie było. Podobno w polskiej TV mówili, że w Turcji paraliż.

18 grudnia leciałem do Polski na święta, miałem przesiadkę w Rydze na Łotwie, po 10 dniach wróciłem do Stambułu też przez Rygę. W Stambule mieliśmy organizowanego sylwestra na promie, który pływał po Bosforze – sama impreza była super, wybawiłem się jak nie wiem, ale niestety zgodnie z prawem, że jeżeli jest górka to potem musi być dołek to zakończenie imprezy zaskoczyło nas co nie miara.
Befor w porcie, co by zoszczędzić
O godzinie 3 w nocy Turcy skończyli imprezę – to był skandal, bo my chcialiśmy się bawić, ale mimo wszystko nie to było najgorsze. Najgorsze było to, że spodziewaliśmy się wracać do Ankary stopem przy założeniu, że impreza skończy się o 6rano to miało sens, ale nie o 3!
Mimo wszystko nie poddaliśmy się i 6 niestrudzonych polskich studentów postanowiło dać radę.

Po opuszczeniu promu czekaliśmy 2h w McDonaldzie na Besiktas – i właśnie to jest rola McDonalda wg Grześka Pełki– zawsze znajdziesz w nim schronienie, umyjesz się, wypijesz kawę i sprawdzisz czy ktoś Cię zaakceptował na couchsurfingu.
Następnie po 5 rozpoczęliśmy nasz 40min marsz na Taksim, żeby złapać pierwsze metro do miejsca skąd będziemy mogli łapać stopa – czyli do obwodnicy. Jednak nie wiem jakim cudem się zdarzyło, że nie mieliśmy mapy Stambułu, a w metrze Internet nie działa. Po chwili konsternacji na jakiejś stacji wyszliśmy na powierchnię i okazało się, że do autostrady mamy kilka km!
Nie muszę przypominać czym to dla nas było – zmęczeni po imprezie i czekaniu w oparach hamburgerów w McDonaldzie postanowiliśmy nie wydawać kasy na metro znów i przejść się piechotą do autostrady budząc powszechne zdziwienie przechodniów. Po jakiejś godzinie doszliśmy jakimiś rynsztokami do autostrady i rozdzililśmy się na dwie 3 osobowe grupy. Stopa udało się złapać dość szybko, aczkolwiek zmienialiśmy go kilka razy. Sama podróż była dość męcząca, gdyż musieliśmy zabawiać rozmową kierowcę oraz spać. Jakimś cudem tirem wiozącym chyba kamienie dotarliśmy na obwodnicę Ankary – była ok 17, czyli jechaliśmy jakieś 10h ze Stambułu – tempo nie porażało. Niestety tego dnia mieliśmy zdecydowanie dołek – wysiedliśmy w jakimś polu i potem jeszcze szliśmy do najbliżeszgo przystanku komunikacji miejskiej godzinę – i to jak szliśmy – przez jakieś zasieki, płoty, rynsztoki – myślałem, że żeńska cześć naszej grupy wyzionie ducha, ale okazało się, że dały radę. Do mieszkania dotarłem ok 20. To był wyczyn ekstremalny, po takim czymś można docenić życie!

Saturday, 10 December 2011

Kapdocja - must see!


Na początku grudnia wyruszyliśmy w końcu do Kapadocji – jednej z największych atrakcji Turcji wpisanej oczywiście do listy UNESCO. Byliśmy tam o 6rano, żeby podziwiać wschód słońca, jednak przy wyjeździe z Ankary o 1 w nocy, spaniu kilku godzin w autokarze nie było to dla mnie zbytnią atrakcją i póki nie podtratowałem się kofeiną raczej miałem zły humor.

Sama Kapadocja jest super, zobaczyłem to czego sie spodziewałem, zaskoczyła mnie jedynie oferta lotów balonem nad Kapadocją – widać jest popyt bo balonów było całkiem sporo, ale cena – kilkadziesiąt euro – dla mnie odstraszająca.

Po zwiedzaniu trafiliśmy do hotelu – nie wiem jakim cudem ESN załatwił nam nocleg i w ogóle full wypas w hotelu 4 gwiazdkowym, ale jakoś to zrobili. Oprócz tego mieliśmy wieczorem turecki wieczór, który był najlepszym tureckim wieczorem w moim życiu, a ich już trochę przeżyłem. Jedzenie smaczne jak zawsze, wino i wódka do woli! + impreza ze studentami z innych miast – esencja Erasmusa. W nocy, w hotelu działy się różne rzeczy, ale dopiero rano się okazało, że ktoś potłukł szybę od prysznica, ktoś skręcił kostkę, spalił sofę – eh studenci.

Kolejnego dnia dokończyliśmy zwiedzanie Kapadocji, obejrzeliśmy pracownię ceramiki oraz pojechaliśmy do kanionu Ihlara – super! Trzeba zobaczyć!

Balony nad Kapadocją

Pracownia ceramiki

nie kupiłem tam nic, gdyż konsekwentnie uprawiam filozofię kupowania tylko magnesów i produktów spożywczych z  moich podróży

Ekipa Erasmusów i kopek

Trzeba zeksplorować wszystko

Flaga ESN, należą się im wielkie podziękowania

Kasia rozmyśla nad strumieniem

W kanione Ihlara

Kanion robi duże wrażenie

"Dikkat kopek var" znaczy - uwaga, pies jest.

Esencja Kapadocji, grzybiste struktury, niektórym przypominają coś innego...
Podróż do Kapadocji była pod pewnym względem legendarna dla Erasmusowej braci, powstały nowe opowieści, które pewnie będą wspominane jeszcze długo.

Saturday, 19 November 2011

Podsumowanie


W sobotę 12.11 wracaliśmy od 8 rano z Aydin do Ankary. Mieliśmy 4 kierowców-tirowców, ale
w porządku byli. Pierwszy przewoził kamienie, drugi jechał pusty, trzeci przewoził 20 ton
coca-coli z Izmiru do Antalyi a 4 dobry dziadek wiózł marmur do miasta Afyon. W Afyon
byliśmy o 18, było już ciemno i zimno (-2) dlatego na ostatnie 250km do Anka wzięliśmy
autokar, żeby się nie rozchorować.

Podsumowanie:
Dni: 9
Kilometry: ok 2000km
Trasa: czerwony stop, jasno zielony: autokar, ciemnozielony: bus, niebieski: prom
 Środki transportu: ciężarówka, osobówka, pickup, traktor, autokar, dolmusz, tramwaj,
autobus, pociąg, metro, prom, piechota no i superfura Dżosefa.


Kierowcy (jakoś musieliśmy ich nazwać)
1Ankara-Stambuł: Jurny Władek
2.Yalova-Bursa: 3 czarnych jeźdźców
3.Bursa+100km: Rodzina
4.Bursa+100km-Altinova: Dżosef
5.Izmir: Studentka Aneta
6.Izmir-zjazd na Selcuk: Biznesmen Piotr
7.zjazd na Selcuk-Tire: żołnierz z żoną, mówiący po angielsku
8.Tire-Selcuk: „Szwajcar” z żoną
9.Efes: Madziary z Ankary
10.Selcuk-Aydin: Student z Ankary+jego kolega
11.Aydin-Soke: Policjant
12.Soke+1km: tirowiec
13.Soke+1km-gdzieś tam: człowiek, który woził mandarynki
14.gdzieś tam-Priene: człowiek, który postawił nam herbatę
15.Priene+3km: dziadek na traktorze
16.Priene+3km-rozjazd: człowiek rozdroże
17.rozdroże-Miletus: Człowiek, który woził ser z synami
18.Miletus-Soke: 2 gości, co jeden mówił po angielsku trochę, a 2 był napalony, obydwaj
sprzedawali ziemniaki
19.Soke: zastępca ministra na emeryturze co miał farmę bawełny i był w USA, mówił po ang.
20.Soke-Aydin: Oral z Bodrum co nam kupił jedzenie i picie i dzwonił, żeby się upewnić, że
wszystko w porządku
21.Aydin-Nazili: człowiek co przewoził kamienie
22.Nazili-Denizli: Mehmet Coban z Denizli, dał swoje zdjęcie, przystojniak: 
Mehmet jak to czytasz to daj znać!
23.Denizli-Dinar: Coca-Cola Men
24. Dinar-Afyon: Poczciwy Marmur Men – dobrze go zapamiętałem, bo był spoko, dał jabłko,
pozwolił się przespać, powiedział, żeby zadzwonić do rodziców, że wróciliśmy, mówił o swoich
dzieciach i wnuku 2-letnim, szkoda, że nie mam foty. 

Friday, 18 November 2011

Esencja autostopowania


W Polsce Dzień Niepodległości, w Warszawie znieważają polską flagę, a my na stopie. Turcy są bardzo przywiązani do swojej flagi i barw narodowych, taka sytuacja jak w Polsce tu by się nigdy nie wydarzyła, w Turcji normalnie jest 3razy więcej flag niż u nas na 11 listopada czy 3 maja– nikt
tutaj nie uważa, że przyznawanie się do swoich barw narodowych czy godła to faszyzm, nacjonalizm czy obciach jak np. PZPN. 10 listopada była rocznica śmierci Ataturka i w całej Turcji powiewały flagi – nikt nie robił problemu, uważam, że niewielu rzeczy możemy się od nich uczyć, ale tego na pewno. Btw: Turcja przegrała z Chorwacją w barażach i nie wystąpi w Polsce i Ukrainie na Euro2012. 
http://kwejk.pl/obrazek/627626
Natomiast my z miasta Aydin pojechaliśmy z policjantem w cywilu do miasta Soke, a potem
uderzyliśmy na wiejskie tereny, żeby zobaczyć antyczne ruiny Priene i Milet. Podróżowanie stopem
po wiejskich regionach to czysta przyjemność – prawie każdy kto jedzie się zatrzymuje nie ważne
czym, ludzie nie mają kontaktu z obcokrajowcami i są zaciekawieni, są gościnni i uśmiechnięci,
stawiają herbatę, jedzenie. To był najlepszy dzień podczas całej naszej podróży.

Cele naszej podróży czyli Preine i Milet – wyglądały blado przy Efezie aczkolwiek z muzekartą i
tak nic nie traciliśmy, jeśli coś można sobie odpuścić tam to najlepiej Milet, potem Priene.

Zdecydowaliśmy też, że nie kontynuujemy naszej podróży do Bodrum i dalej na południe, bo nie
było zbytnio czasu, poza tym południe jest bardzo fajne i warto je objechać w lepszym terminie,
kiedy nie będzie ciemno po 17, np. na wiosnę.
W Soke witała nas koza, to już tradycja
na pace samochodu do przewożenia mandarynek
Plantacje mandarynek i granatów

tymczasowo na piechotę
W Milecie psia rodzinka i niemieccy emeryci
Milet, kiedyś nad morzem, a teraz do morza kilka km
U Stefana w Aydin mieliśmy typowy couch w living roomie



Thursday, 17 November 2011

Efez (PL), Efes (TR), Ephesos (GR), Ephesus (ENG)


Czwartek 10.11

W czwartek pojechaliśmy do miasta Selcuk (wym: Seldżuk), w którym są pozostałości po jednym z 7 cudów antycznego Świata – Świątyni Artemidy. Grecka nazwa miasta to Efes. W Efezie prace archeologiczne tym razem robią Austriacy, miasta jest powoli odbudowywane i robi dużo lepsze wrażenie niż Pergamon, warto zwiedzić. W Efezie podwozili nas m.in. Węgrzy, którzy pracują w Ankarze w jakimś tam biurze od Unii Europejskiej. Od Izmiru w dół zaczyna się już południe, więc sa plantacje bawełny, mandarynek, pomarańczy, granatów – fajna okolica na stopa. Nasz dzień skończyliśmy w mieście Aydin u naszego hosta – Stefana. Stefan jest Bułgarem, ale ma też tureckie obywatelstwo, jest nauczycielem matematyki i mieszka z Erasmusami – Hiszpanką i Włoszką. Hiszpanka Pilar studiuje weterynarię w Aydin.
Z Izmiru do Aydin przez Selcuk cały czas stopem (czerwony)
Tym razem owca nas wita w ruinach Świątyni Artemidy
Kiedyś jeden z Siedmiu Cudów Antycznego Świata, a teraz totalna ruina - nie  opłaca się nawet zaglądać
Tak wyglądał Artemizjon w starożytności
Po turecku bawełna to "pamuk", pamuk to też popularne imię dla psa w Turcji
Nie mogłem się oprzeć, żeby nie poczuć jak to jest zbierać bawełnę
W Efezie wita nas koń, bryczka i "turecki porządek"
W Efezie tak samo jak w Pergamoni spotkaliśmy naszych znajomych studentów z Ankary, wszyscy ruszyli na południowy zachód, bo w Anatolii zima. W Efezie było 20 stopni, a w Ankarze -2

Wednesday, 16 November 2011

Izmir - najlepsze do mieszkania miasto w Turcji


Zjedliśmy śniadanie u Cema, okazało się, że mieszka z rodzicami. Jego mama mówiła po angielsku! Była księgową w Stambule, jego tata jest byłym attache ds. Pracowników tureckich w Niemczech – więc szło się z nimi łatwo dogadać. Ogólnie super nas przyjęli, byli przeciwko Erdoganowi i bardzo za Ataturkiem. Gdy 10 listopada była rocznica śmierci Kemala Paszy to śpiewali pieśni, poza tym rodzina uzdolniona każdy grał na instrumencie jakimś. Cem uczył się grać na instrumencie - kanun i języków, bo chciał się załapać na pracownika promu wycieczkowego na Karaibach albo Morzu Śródziemnym – pewnie mu się uda.

Tego dnia zwiedzialiśmy Izmir. Izmir to najbardziej europejskie duże miasto w Turcji, dużo obcokrajowców, mało meczetów, mało kobiet w chustach, ludzi gadają po angielsku nawet w kebabach, dużo turystów. Położenie miasta kapitalne nad zatoką, komunikacja miejska tylko publiczna – kolejka, metro, promy – jedna karta do wszystkiego. Liczba mieszkańców – 4mln !!!
Śniadanie zrobione przez mamę Cema – odkryłem tam kapitalny pomysł na śniadanie – zmieszany sos sezamowy i winogronowy - „Tahin pekmez”
Widok na Izmir - 3 miasto pod względem ludności w Turcji
Las Palm czy Pam Las
na takim promie chce pracować Cem, Izmir to jeden z głównych portów dla promów wycieczkowych na Morzu Śródziemnym, po turecku Morze Śródziemne to Akdeniz
Mama Cema czekała z kolacją – trafiliśmy super na hosta
Cem gra na kanunie
Środa 09.11
Wycieczka do miasta Bergama, my mówimy Pergamon, ważne miejsce dla archeologii. Niemcy odkryli, Niemcy odbudowują, turyści niemieccy głównie zwiedzają.
Osioł wita turystów przed ruinami Pergamonu
Amfiteatr w Pergamonie, w którym mieściło się kiedyś 15.00 widzów